piątek, 30 maja 2014

Rozdział 1: Nigdy nie chodź na ostatnie imprezy lata!

9 komentarzy:
Emily Melody stała na balkonie. Jej kasztanowe włosy były rozwiane jak w jakimś amerykańskim filmie. Miała na sobie ołówkową plisowaną spódniczkę i błękitną koszulkę ciasno opinającą jej chudy brzuch. Podziwiała górski krajobraz, rozkoszując się przy tym zapachem polnych kwiatów. Było południe i słońce przyjemnie grzało ją w twarz. Dziewczyna wychyliła się za barierkę i westchnęła z poirytowaniem. Wytężyła słuch, ale usłyszała tylko bzyczenie jakiejś natrętnej osy. Żadnego samochodu.
 „Gdzie on się podziewa?” – pomyślała. Postanowiła, że jeśli nie przyjedzie za dziesięć minut, zadzwoni po Astrid i pojedzie razem z nią.
Nagle usłyszała warkot silnika i dostrzegła białe BMW parkujące na podjeździe przed jej domem. Uśmiechnęła się od ucha do ucha i ruszyła dumnym krokiem w stronę drzwi wejściowych. Po drodze szybko przejrzała się w wielkim lustrze zajmującym połowę ściany. Szybko wyjęła swój ulubiony błyszczyk i pomalowała nim usta. Posłała w stronę lustra szeroki uśmiech, który ćwiczyła przez całe lato. Radosny, nie odsłaniający zębów, gdyż to one były jej najbrzydszym aspektem urody. Wielka szpara między jedynkami, w której bez problemu mieścił się patyczek od lizaka, była obiektem wielu drwin. Dopiero gdy rozjechane jedynki stały się hitem, między innymi przez Georgie May Jagger, którą Emily skrycie podziwiała, prześladowcy dali jej spokój. Jednak od tego czasu przestała pokazywać światu swoje zęby. Śmiała się jedynie z zakrytymi ustami i ćwiczyła uśmiechy przed pójściem spać. Nie wyglądała najgorzej.
Pognała w stronę drzwi i otworzyła je szybkim ruchem. Na progu stał wysoki blondyn z olśniewającymi niebieskimi oczami głębokimi jak ocean. Miał na sobie białą koszulkę polo i nowe jeansy, które kupili razem dwa dni temu. Emily czasem nie mogła uwierzyć, że byli razem. On był przystojny i popularny, a ona stała się taka tylko za jego zasługą. Nie wyobrażała sobie życia bez niego.
– Spóźniłeś się – warknęła na dzień dobry.
– Spokojnie. – Chłopak podniósł ręce w geście kapitulacji. – Były wielkie korki.
   Dziewczyna wywróciła oczami. Dobrze wiedziała, że o tej porze nie było mowy o korkach. Jednak nie miała ochoty kontynuować tej rozmowy. Ruszyła w stronę auta i otworzyła drzwi po stronie pasażera. Chłopak pognał za nią.
– Ślicznie wyglądasz – powiedział, wyjeżdżając na ulicę.
– Ty też. Przystojniej.
– Przystojniej? – Wybuchł śmiechem, a po chwili Emily przyłączyła się do niego.
Jechali przez chwilę w ciszy, która nie przeszkadzała im ani trochę.
– Mam coś dla ciebie. – Uśmiechnął się od ucha do ucha i wygrzebał coś z kieszeni spodni.
Podał jej małe pudełeczko. Emily uchyliła wieko i westchnęła. Wyciągnęła srebrny wisiorek w kształcie serca.
– Och, Max. Jest przepiękny. Ale... z jakiej to okazji? – Spojrzała na niego podejrzliwie.
– Ktoś tu zapomniał o bardzo ważnej dacie. – Skręcił w lewo i wjechał w małą uliczkę, przy której mieściło się centrum handlowe, do którego uwielbiała chodzić z Astrid.
– Serio? – Zamyśliła się, przez chwilę szukając odpowiedniego wydarzenia.
– Rocznica naszej przyjaźni – przyszedł jej z pomocą Max.
Wjechali już na parking przed szkołą, na którym zebrała się już zaskakująca ilość samochodów.
– No przecież. – Jak mogła o tym zapomnieć? – Niczego dla ciebie nie mam.
Max zaparkował BMW na pierwszym lepszym miejscu.
– To powinno wystarczyć. – Nachylił się i pocałował ją w usta. – Czy najpiękniejsza dziewczyna pod słońcem jest gotowa na imprezę?
– Chyba tak –- szepnęła.
Nigdy nie lubiła tego typu przyjęć i zawsze starała się ich unikać jak ognia. Od podstawówki była prześladowana i nawet teraz, gdy wszystko się już zmieniło, nie potrafiła wymazać z pamięci tamtych wspomnień. Max zawsze wspierał ją w takich chwilach. Ratował ją z niezręcznych sytuacji i wracał z nią do domu, gdy miała już dość przebywania w tak licznym towarzystwie.
– Ruszajmy – zakomenderował i chwycił ją za rękę.
Weszli po marmurowych schodach do klubu golfowego, gdzie miała się odbyć ostatnia impreza tego lata. Jednak zanim przekroczyli próg, stary telefon Emily wydał charakterystyczny dźwięk sygnalizujący przyjście esemesa. Dziewczyna wyciągnęła go i wlepiła wzrok w ekran:
„Hej, Em. Mam mały problem. Możemy spotkać się i pogadać? Czekam w parku koło lodziarni. 
Całuski,
Astrid”
Emily westchnęła cicho.
Muszę iść. Astrid ma jakiś problem. Pewnie chodzi o jej chłopaka. Znowu. Spojrzała przepraszająco na Maxa.
Iść z tobą?   spytał z troską w głosie.
Nie trzeba. Postaram się wrócić jak najszybciej.
Pomaszerowała w stronę wyjścia, mijając roześmianych ludzi, czując w sercu dziwną ulgę.

***

Lindsay Black wygładziła włosy i pchnęła wielkie, podwójne drzwi klubu golfowego. Dumnie wmaszerowała do środka, uderzając o podłogę butami na wysokim koturnie. Wiedziała, że wyglądała zabójczo w czerwonej obcisłej sukience z dekoltem obszytym koronką, i mocnym makijażem. Obok niej stały Ellie i Kendra. Obie wcisnęły się w identyczne fiołkowe miniówki, a włosy spięły we francuskie warkocze. Tworzyły jej małą świtę budzącą postrach w całej szkole. Razem obrobiły tyłek każdej istocie ludzkiej, którą spotkały. 
– Pamiętajcie – Lindsay odwróciła się i spojrzała na swoje przyjaciółki – żadnego kalorycznego jedzenia. I nie możecie się zbytnio opić. Nie będę was stąd siłą wyciągać. – Wywróciła oczami. 
Cała trójka ściśle trzymała się zasad zdrowego żywienia. W każdy piątek spędzały trzy godziny na ostrych ćwiczeniach, a codziennie przed szkołą biegały sześć kilometrów. Były w szczytowej formie. Lindsay nie mogła pozwolić, by jej plan idealnej figury legł w gruzach, choć i tak wiedziała, że Ellie i Kendra złamią obietnice. 
Z głośników leciała właśnie jakaś hip-hopowa piosenka, której nie znała. Na parkiecie dziko tańczyło kilka par. Lindsay ruszyła w stronę barku. 
– Co dla ciebie? – spytał wysoki, rudy chłopak.
– Sok z grejpfruta. – Wskazała pierwszy bezalkoholowy napój, który wpadł jej w oko.
– Przecież nie poproszę cię o dowód. – Chłopak posłał jej szeroki uśmiech.
– To zdecydowanie mi wystarczy – odparła stanowczo i wyciągnęła rękę po biały, plastikowy kubek. 
Rozejrzała się w poszukiwaniu przyjaciółek. Ujrzała je na parkiecie w towarzystwie jakichś dwóch chłopaków. Westchnęła poirytowana. Co z tego, że była „przywódcą” ich małego stada, jak i tak Ellie i Kendra zostawiały ją na pastwę dla jakichś błaznów.
– Nie dołączysz do nich? – Spytał męski głos. 
Lindsay odwróciła się gwałtownie i dostrzegła chłopaka z barku, który teraz stał przed nią i zdawał się przeglądać ją na wylot. 
– Słucham?
– Pytam, czy nie zamierzasz dołączyć do przyjaciółek. – Wskazał głową w stronę parkietu. 
– Czemu cię to obchodzi? – rzuciła lodowato.
– Przepraszam. – Chłopak cofnął się o krok i uśmiechnął się do niej nieśmiało.  – Jestem Jack. Chodzimy razem na matematykę. 
Jack? Nie pamiętała żadnego Jacka.
– Wybacz, nie poznałam cię. – Lindsay odgarnęła za ucho niesforne pasemko miodowych włosów i dopiła sok. – Dorabiasz jako barman?
– Nie. – Jack zaśmiał się cicho. – Mój tata jest dyrektorem tego klubu. Poprosił mnie o pomoc.
– Nie wiedziałam. – Lindsay wstała i wyrzuciła kubek do kosza na śmieci. – Powinnam do nich wrócić, bo jeszcze zrobią sobie krzywdę. – Odwróciła się na pięcie i pomachała Kendrze, która posłała jej promienny uśmiech mówiący „ale super się bawimy”.
Gdy do niej dołączyła, Lindsay odwróciła się i rzuciła ukradkowe spojrzenie Jackowi. Nadal stał w tym samym miejscu i gapił się na nią jak zahipnotyzowany. 
Nagle dziewczyna poczuła wibracje. Włożyła rękę do skórzanej torebki na ramieniu i wyłowiła z niej czarnego iFona. Dostała jedną nową wiadomość: 
„Lindsay, chciałbym się z tobą spotkać. Myślałem długo o tym, co mi powiedziałaś. I chyba musimy pogadać. Spotkajmy się przy lodziarni w parku.
Ed”
Dziewczyna wpatrywała się tępo w ekran. Ed był jej chłopakiem zaledwie tydzień temu, ale pokłócili się i tak bajka się skończyła. Wiedziała jednak, że nadal coś do niego czuła. 
– Coś mi wypadło. Bawcie się dobrze – mruknęła i ruszyła w stronę wyjścia, zostawiając zdezorientowane przyjaciółki same.
Gdy spojrzała w stronę barku, ku swojemu zdziwieniu ujrzała, że Jack gdzieś się ulotnił. 

***

Karen Night stała przed lustrem i rozczesywała dokładnie swoje zabarwione na fiołkowo włosy. Naciągnęła przez głowę bluzkę od piżamy i wywlokła się z łazienki. Ziewnęła przeciągle i spojrzała na ścienny zegar w kształcie głowy jednorożca, który dostała kiedyś od swojego taty na urodziny. Był jedyną pamiątką, którą odważyła się zatrzymać po śmierci ojca. Wpadła w depresję i spaliła wszystkie jego rzeczy. Zegar umknął jej uwadze i ocalał. 
Wyjrzała przez okno na rozświetlone ulice Londynu. Jej wzrok zatrzymał się na budynku klubu golfowego. Nie miała siły na żadną imprezę. Zresztą i tak zanudziłaby się na śmierć. Opadła ciężko na dość starą, bordową kanapę i wygrzebała spod sterty poprasowanych ubrań pilota. Włączyła telewizor i położyła sobie na kolanach miskę popcornu, który przed chwilą zrobiła w mikrofali. 
– Co oglądamy? – Do pokoju wmaszerował jej młodszy o dwa lata brat, Mike.
Miał na sobie luźny t-shirt z logo AC/DC i jeansy, które zdążył już podrzeć.
– Incepcję – przeczytała na dole ekranu i klasnęła. Kochała ten film, choć jej znajomi uważali, że był do kitu. - Ale sam musisz sobie zrobić popcorn, bo to jest moje. – Porwała wielką garść prażonej kukurydzy i udała, że to najbardziej pyszne, co jadła w życiu.
Mike tylko wzruszył ramionami i usiadł na drugim końcu kanapy jak najdalej od Karen. 
– Możemy włączyć coś bardziej... interesującego? – spytał z szyderczym uśmieszkiem. 
– To i tak za trudny film jak dla takiego ułoma. – Posłała mu mordercze spojrzenie. - Nie zdziwię się, gdy nie zrozumiesz ani słowa. 
Mike zrobił obrażoną minę i zamilkł ze wzrokiem utkwionym w ekranie. 
Nagle dziewczyna usłyszała piknięcie. Sięgnęła do kieszeni w spodniach od piżamy (z telefonem nie rozstawała się ani na krok) i wyciągnęła z niej białego samsunga. Przeciągnęła palcem po ekranie, odblokowując telefon, i odczytała nową wiadomość:
„Hej, Kar. Też nie poszłam na imprezę. Może się spotkamy... i pogadamy na spokojnie?
Rachel”
Karen uśmiechnęła się od ucha do ucha. Ostatnio pokłóciła się z Rachel, swoją jedyną przyjaciółką. Szybko odpisała „jasne”. Po kilku sekundach znowu dostała esemesa. 
„To może w parku. Będę czekała koło naszej ulubionej budki z lodami ;)”
------------------------
Witajcie :D. Może ktoś z Was wie kim jestem? Może przywędrowaliście tu z innych moich blogów, które niedługo przestaną istnieć? A może znacie mnie raczej jako Zaczarowaną-szabloniarkę? Postanowiłam zacząć od nowa pisanie. Poprzednia twory okazały się jedną wielką porażką, więc zaczynam od nowa. Jak Wam się podobał rozdział? Chyba nie jest najgorszy... A może jest? Co do szablonu, to nie wykluczam, że niedługo (czyt. jakiś miesiąc) pojawi się tu szablon mojego autorstwa. Rozdziały pewnie nie będą zbyt częste. A jak na razie: do zobaczenia.

5 komentarzy=nowy rozdział
Będę wredna ;).

Rozdział zbetowała Nearyh

Obserwatorzy