sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 5 Kiedy zamkniesz oczy... trzecie zawsze będzie czujne.

7 komentarzy:
Nogi Karen poruszały się same, ciągnąc ją za sobą. Dziewczyna z całej siły próbowała zawrócić, ale jej ciało odmówiło posłuszeństwa. Strach oblał ją jak lodowata fala podczas przypływu. Czarny kot, za którym podążała, był ciągle w zasięgu jej wzroku. Poruszał się szybko, z gracją. Co jakiś czas dawał jej wskazówki: „Skręć w prawo”, „Uważaj na wystający kamień”, tak jakby miała kontrolę nad swoimi kończynami. Po chwili poddała się i bezwładnie zwiesiła ręce. Nie miała siły na dalszą walkę. Maszerowała może z dziesięć minut, gdy jej nogi zahamowały i wykonały w tył zwrot.
I wtedy stało się coś, co pamięta do dziś.
Przez jej ciało przeszedł elektryczny wstrząs. Poczuła przed sobą dziwną barierę, delikatną jak bańka mydlana. Gdy przez nią przeszła, zaniemówiła. Widziała dokładnie każdy atom w powietrzu. Co jakiś czas kolorowe rozbłyski przecinały granatowe niebo. Każdy dźwięk był zdecydowanie głośniejszy i wyraźniejszy – słyszała nawet łopot skrzydeł małej biedronki. Kontury każdego przedmiotu były wyraźne i wyostrzone. Gdy spojrzała na swoje dłonie, wrzasnęła. Widziała każdą kość, naczynka krwionośne i wiele innych rzeczy, których na pewno nie chciała oglądać…
I wtedy odzyskała kontrolę nad głosem.
– Dość! – krzyknęła w ciemność.
Natychmiast wszystko zniknęło. Znowu stała na zwykłym chodniku i jedynym dźwiękiem, jaki dolatywał do jej uszu, było bicie własnego serca.
Nagle usłyszała cichy szelest i odwróciła się gwałtownie. Ujrzała za sobą wysoką dziewczynę. Kasztanowe włosy miała obcięte na pazia, a jej oczy były zielone i wielkie – oczy czarnego kota. Ubrana była jak komandoska z gry wideo: czarny kostium, pas z wieloma kieszonkami, a w ręce pistolet… nie, coś innego. Jakiś metalowy sprzęt, bardzo przypominający broń.
– To teleporter.  – Wskazała na przedmiot w swojej dłoni, tak jakby czytała w myślach Karen. – A ja mam na imię Clove. Ty pewnie jesteś Karen. Miło mi.
Dziewczyna-kot zamigotała jak zepsuty obraz w telewizorze, po czym pojawiła się przed Karen.
Czarnowłosa cofnęła się o krok. W głowie miała mętlik, nie wiedziała, co powiedzieć.
– Pewnie spodziewałaś się jednego z tych staruchów, co? – Clove wywróciła oczami. – Przysłali mnie tutaj, bym się tobą zajęła… Ale z tego, co widzę, jeszcze żyjesz, więc nie jest źle.
– Nie potrzebuję ochrony. – Zdziwił ją nagły przypływ odwagi.
– Wszyscy Śmiertelni są tacy jak ty. Myślą, że wiedzą wszystko najlepiej, a gdy przyjdzie co do czego, uciekają. Żałosne. Ale może pójdziemy w bezpieczniejsze miejsce? Tu aż roi się od potworów.
– Kim jesteś? – spytała, po czym dodała: – Nigdzie nie pójdę z nieznajomą.
– Przecież już mówiłam. – Komandoska nie starała się ukryć irytacji. – Clove, osiemnaście lat, trzeci rok nauki w Akademii. Więcej informacji znajdziesz w mojej biografii. A teraz idziemy. Mam nadzieję, że twoja mama jest już w domu.  
Ku zdumienia Karen, Clove zatrzymała się przed jej domem. Wspięła się po schodach i zapukała trzy razy. Czarnowłosa poszła w jej ślady. Już miała wyciągnąć klucze i otworzyć drzwi wejściowe, gdy stanęła w nich pani Night. Rozczochrane włosy opadały jej niechlujnie na oczy, jakby przed chwilą wyskoczyła z łóżka. Na bawełnianą piżamę narzuciła szlafrok. Zmierzyła Clove spojrzeniem zimnych błękitnych oczu, po czym usunęła się jej z drogi. Dziewczyna bez słowa weszła do domu, ciągnąc za sobą Karen. Odezwała się dopiero, gdy upewniła się, że drzwi były dobrze zamknięte.
– Susanne, kopę lat. – Na jej twarzy po raz pierwszy zawitał uśmiech.
Tylko garstka osób nazywała mamę Karen po imieniu. Byli to jedynie dobrzy przyjaciele, których nie miała za wielu.
– Twoje przyjście nigdy nie zwiastuje niczego dobrego. – Mama była trochę mniej uradowana. – Co tym razem?
– Zabieramy twoją córkę. Myślałam, że Agnes cię poinformowała, ale wiesz, jaka ona jest… wszystko zostawia na ostatnią chwilę.
– Początek roku dopiero za tydzień, nie widzę sensu… – zaczęła, ale Clove przerwała jej ruchem ręki.
Karen miała wrażenie, że osiemnastolatka była wyższa rangą od pani Night.
– Decyzja zapadła. Ma trzy dni na spakowanie niezbędnych rzeczy, a ty na załatwienie papierkowej roboty. Musisz coś wymyślić, tak, by nikt niczego nie podejrzewał. Wysyłamy z jej szkoły aż trzy dziewczęta, więc nie będzie łatwo. Zatrzyj ślady.
Karen zakręciło się w głowie. Jej mama wiedziała o wszystkim? Czy okłamywała ją przez cały czas? Kim tak naprawdę była? Dziewczyna oparła się o ścianę i osunęła na podłogę. Głosy Clove i pani Night był stłumione i odległe, jakby słuchała ich, będąc pod wodą.
Decyzja zapadła.


***

Lindsay wybiegła na szkolny dziedziniec. Właśnie skończyły się lekcje i uczniowie tłoczyli się na parkingu. Dziewczyna przeszła koło nich, czując na sobie czyjś wzrok. Z całej siły starała się nie spojrzeć za siebie.
– Lindsay! – Niebieskie suzuki zaparkowało koło niej. Przez uchylone okno uśmiechał się rudy chłopak. - Pomyślałem, że może przyda ci się transport.
Westchnęła. No tak. Jack musiał ją wreszcie wytropić. 
– Pojadę autobusem – warknęła.
Oddała samochód do warsztatu i musiała poradzić sobie bez niego. 
– Daj spokój. Chyba musimy pogadać.
– Nie musimy. – Dziewczyna ruszyła przed siebie. 
Suzuki pojechało za nią. Jack jednym okiem patrzył na drogę, a drugim śledził dziewczynę.
– Mam ci coś do przekazania – powiedział lekko błagalnym tonem. 
– Nie będę tego słuchać. – Skręciła w boczną uliczkę, w którą nie mógł wjechać samochód. Chłopak zaparkował na chodniku i pobiegł za dziewczyną.  
– Nie jestem twoim wrogiem! – krzyknął. – Ja tylko próbuję...
Przerwał mu głośny, przenikliwy krzyk. Dziewczyna stanęła i odwróciła się gwałtownie. I wtedy to się zaczęło.
Nagle wszystkie szyby w oknach eksplodowały. Ziemia zaczęła się trząść i chodnik rozpadał się na kawałki. Lindsay upadła na asfalt, czując w całym ciele ostry ból. Budynki zaczęły przybliżać się do siebie, rozwalając wszystko po drodze. Gdy dziewczyna spojrzała na Jacka, przez chwilę nie mogła uwierzyć własnym oczom. Chłopak trzymał się jednej z latarni, ale... jednocześnie jej nie trzymał. Ciągle się przemieszczał. Raz kurczowo obejmował latarnię, z przerażeniem wymalowanym na twarzy, a chwilę później stał spokojnie na uliczce. To samo zresztą działo się z domami, chodnikiem i całą resztą. Raz były takie jak jeszcze kilka minut temu, a potem zamieniały się w obraz rodem z horroru. 
Zamrugała kilka razy i wzięła parę głębokich oddechów, by się uspokoić. Szybko jednak dotarło do niej, że to niemożliwe. Była cała w nerwach. Trzęsła się i czuła mdłości. Nagle jakaś silna dłoń chwyciła jej ramię.
– Musisz to zatrzymać – głos Jacka  przebił się przez odmęty jej świadomości. 
– Zatrzymać? – Zaskoczyło ją, że jeszcze mogła wydusić z siebie słowa. – Jak?
– Normalnie. – Uchwyt na jej ramieniu ewidentnie zelżał. – Wyobraź sobie czerwony przycisk z napisem STOP. Kliknij go.
Przez chwilę myślała, że chłopak oszalał. Lub że to ona zwariowała i jego słowa były tylko wytworem jej chorej wyobraźni. Nagle przypomniała sobie wizytę psychologa w szkole. Mówił, że jeśli byli wściekli powinni zrobić właśnie to, co powiedział Jack. Zatrzymać gniew.
– Dosyć. – Zamknęła oczy i skupiła się. – Dosyć.
Gdy ponownie otworzyła oczy, leżała na tylnym siedzeniu niebieskiego suzuki. Spróbowała podnieść się do pozycji siedzącej, ale nie przyniosło to zadowalających efektów. 
– Powinnaś leżeć. – Jack odwrócił się za siebie.
– A ty skupić się na drodze – syknęła i resztkami sił usiadła na siedzeniu. Jeszcze tego brakowało, by ten mądrala mówił jej, co miała robić. - Co się tak właściwie stało? Nie przypominam sobie, bym dała się zamknąć w tym gracie. 
– Powoli wykształca ci się trzecie oko – powiedział spokojnie, ignorując jej sarkazm. - Jednak twój mózg jeszcze nie przyjmuje tego do wiadomości. Już często miewałaś jakieś dziwne... wizje świata. Jednak ignorowałaś je, udawałaś, że nie miały miejsca.
– Brednie - warknęła. – To przydarzyło mi się pierwszy raz.
– Więc pamiętasz, co się stało?
– Niedokładnie – wymamrotała. – To jak sen. Widzę tylko przebłyski. Ale jednak pamiętam. 
Tak naprawdę całkowicie nie rozumiała, co do niej mówił. Trzecie oko? Wizje świata? Niemal słyszała, jak trybiki w jej mózgu pracują na szybszych obrotach.  
– Z czasem się przyzwyczaisz. I zaczniesz to akceptować. Trzecie oko otwiera się bardzo rzadko. Ja doświadczyłem tego tylko trzy razy w życiu. Pierwszy był wtedy, gdy przyjechałem do Akademii...
Gadał i gadał, ale całkowicie się wyłączyła. Zmęczenie, jakie czuła po przebudzeniu, z każdą sekundą wzbierało w niej coraz bardziej. Chcąc - nie chcąc, ułożyła się z powrotem na miękkich siedzeniach i zasnęła.


***


Emily stała przed szkołą. Lekcje już dawno się skończyły i z okien zionęła ciemność. Na parkingu nie było żadnego auta. Wokół panowała niczym niezmącona cisza. Dziewczyna rozejrzała się uważnie dookoła. Co ona tu robiła? Nagły wrzask przeciął powietrze.
Nie zgrywaj się, Em. Dziewczęcy głos przepełnił głowę dziewczyny. Nie masz nic na swoją obronę.
Nie rozumiem, o czym mówisz szepnęła Emily.
Ty jak nikt powinnaś to wiedzieć – zaszczebiotał niewinnie głosik. – To przez ciebie jestem tym, czym jestem.
Drzwi szkoły otworzyły się z głuchym trzaskiem. Stanęła w nich około dziesięcioletnia dziewczynka. Przechylona kartonowa korona zsuwała się jej z głowy, a błękitna sukienka była podarta i odsłaniała głębokie rany cięte na ciele. Mimo krwi, która lała się strumieniami i zostawiała na drewnianej podłodze czerwone plamy, dziewczynka poruszała się swobodnie. Przez chwilę stała w miejscu, wpatrując się w Emily. Po chwili jednak zaczęła sunąć - jej stopy unosiły się z dziesięć centymetrów nad ziemią. Dziewczyna zaczęła się cofać, ale zjawa była szybsza. Chwyciła Emily za ramiona i z furią w oczach nią potrząsnęła.
Ty mi to zrobiłaś i ty za to zapłacisz. Nie uciekniesz przede mną! wrzeszczała, obryzgując twarz dziewczyny krwią. Nigdy nie spocznę. Nigdy, nigdy, nigdy.
Jej głos cichł i zaczął się oddalać. Po chwili był już tylko niewyraźnym szeptem. Aż wreszcie zamilkł na dobre.
Emily z krzykiem otworzyła oczy. W pokoju było ciemno jak w grobie, więc czym prędzej doskoczyła do lampki nocnej. Parę razy omiotła pokój uważnym spojrzeniem, aż miała pewność, że nic jej nie groziło. 
„Sen” – pomyślała. – „To tylko sen”.
Jednak bardzo wyraźny. Nadal nie mogła wyrzucić z pamięci twarzy dziewczynki. Miała niejasne wrażenie, że już ją gdzieś widziała. Może była postacią z horroru, która nadal tkwiła w najciemniejszym kątach jej świadomości? Dziewczyna przetarła oczy i spojrzała na zegar ścienny w kształcie delfina. Była druga w nocy. Emily ponownie ułożyła głowę na poduszce. 
Jednak gdy tylko zamknęła oczy, koszmar powrócił.

-----------------

Nie bijcie, błagam. Wiem, że czekaliście Bóg wie ile, i że rozdział taki do dupy, ale:
po pierwsze: zepsuł mi się ruter, a jak odzyskałam już net nie działała klawiatura i ogólnie wszystko się... popsuło. 
po drugie: strasznie męczyłam się nad tym rozdziałem, szczególnie na fragmencie poświęconym Lindsay. Nadal czuję, że źle wszystko opisałam, że jednak zabrakło tego kluczowego słowa. Pewnie każdy odbierze obraz jaki zobaczyły Lindsay i Karen trochę inaczej, ale nie umiałam ubrać tego w słowa. 
Mam więc nadzieję, że mi wybaczycie. 
Kolejny za max 2 tygodnie (tym razem na 100%).
 Tak na marginesie zapraszam do głosowania na moją pracę w >sondzie<. Link do notki >tutaj<


Obserwatorzy