niedziela, 28 września 2014

Rozdział 3: Magiczna ziemia

7 komentarzy:
– I tak oto spotykamy się po raz drugi na tej magicznej ziemi. – Postać, do niedawna przyodziana w kaptur, patrzyła na Lindsay zimnymi oczami.
Miała krótkie, czarne włosy i urodę około trzydziestoletniej kobiety z lat osiemdziesiątych. Jednak głos lekko chrapliwy jak starsza pani po emeryturze.
– Magicznej ziemi? – wypaliła Karen. Kosmyk włosów zasłonił jej jedno oko, ale drugie aż płonęło gniewem.
Kobieta kiwnęła na jednego z nieznajomych, który nadal trzymał Karen. Z wyraźną niechęcią poluzował uchwyt.
– Możesz mi nie przerywać? – powiedziała spokojnym tonem. – Jak już mówiłam, spotykamy się tu drugi raz. Pewnie macie wiele pytań i zakładam, że nie wiecie, kim jestem, choć znamy się od urodzenia.
Ukryta kamera, pomyślała Lindsay, rozglądając się dyskretnie na wszystkie strony. Musiała gdzieś tu być.
– To jakiś żart? – prychnęła, a jakżeby inaczej, Karen.
Nieznajoma ze znudzeniem machnęła ręką i oczy Karen nagle przygasły, a z gardła nie wydobył się żaden dźwięk, choć z przerażeniem wymalowanym na twarzy próbowała coś powiedzieć.
– Irytujesz mnie, słońce - odparła kobieta i nabrała powietrza, gotowa kontynuować. – Przed wami trudne zadanie. Jak już mówiłam, macie prawo być zszokowane i nie rozumieć, co się dzieje. Wszystko wam wytłumaczę, oczywiście – posłała Karen karcące spojrzenie – jeśli dacie mi dojść do głosu. Może zacznę od przedstawienia się. Jestem Agnes. A ci tutaj –- wskazała dwóch wysokich, jak się okazało, mężczyzn, którzy ściągnęli już z głów kaptury - to wyżsi uczeni. Zajmujemy się tropieniem czarodziei. W tym miejscu wykryliśmy bardzo silne napięcie magiczne.
– Magiczne? – wykrztusiła biała jak ściana Emily.
– Co pięćdziesiąt lat nieznana nam moc wybiera trzech nowych Strażników. Mają oni za zadanie chronić jeden z czterech talizmanów. Cztery talizmany na cztery żywioły: woda, ziemia, powietrze i ogień. Jak pewnie wiecie, każdy żywioł odpowiada za znaki zodiaku. Magia wybrała was. Od teraz każda z was jest przedstawicielką jednego znaku. – Jeden z uczonych wyciągnął ze skórzanej torby trzy wisiorki i podał je Agnes, która wręczyła je dziewczynom. – Jeśli zaczną emitować zieloną poświatę, oznacza to, że amulet jest w niebezpieczeństwie. Ale tego wszystkiego i wiele więcej dowiecie się już na szkoleniach.
Lindsay przeszył dreszcz. Szkolenie? Chciała odwrócić się i odejść. Spojrzała na Karen, która gestykulowała żywo i wyglądała jakby odgrywała jakąś rolę na migi.  Emily nie była zdolna do ruchu. Stała i wpatrywała się w niewidzialny punkt gdzieś za Agnes.
A potem wszystko stało się tak szybko...
– No więc, dziewczęta. Wpadnę do was za jakiś czas. Ja albo ktoś inny. Ale jak na razie żegnajcie. – Agnes zrobiła w tył zwrot i rozpłynęła się we mgle. W jej ślady poszli również uczeni.
Lindsay zaczęło kręcić się w głowie. Zerknęła na Karen, która odzyskała już mowę i coś krzyczała, ale dziewczyna nie była w stanie wyłapać jej słów, i na Emily, która stała przerażona.
Po chwili Lindsay zemdlała, upadając na zimną, mokrą od deszczu trawę

***

Emily otworzyła oczy i od razu je zamknęła. Wspomnienia poprzedniej nocy zalały ją jak fala w czasie przypływu. Westchnęła cicho i zwlokła się z łóżka. W sekundzie podjęła decyzję. Będzie udawać, że nic takiego nie miało miejsca.
Wyciągnęła z dębowej szafy ustawionej w rogu pokoju białe jeansy i liliową bluzkę na ramiączkach zawiązywaną z tyłu. Włosy związała w koński ogon na czubku głowy i zrobiła szybki makijaż.
Cicho wyszła z pokoju i zeszła po drewnianych schodach. Dotarłszy do kuchni, ujrzała matkę siedzącą w zielonym fotelu, w którym uwielbiała przesiadywać każdego ranka. Kartkowała gazetę i nawet nie podniosła wzroku na córkę. Emily wyciągnęła ze spiżarki mleko i płatki. Usiadła przy okrągłym stole, cicho przeżuwając przed chwilą przyrządzone śniadanie.
– Wczoraj zrobiłam twój ulubiony kompot z wiśni. Jest w lodówce. – Matka odłożyła gazetę i poprawiła okulary na nosie.
Pani Melody była wysoką kobietą w średnim wieku. Miała gęste, brązowe włosy, takie same jak włosy Emily. Jej zmęczony wzrok zdawał się przeglądać ludzi na wylot. Miała leciutkie zmarszczki w okolicach oczu i czoła. Rzadko bywała w domu, gdyż pracowała jako prawnik i całe dnie spędzała w biurze. Pomimo tego nie zapominała o swojej rodzinie i każdą wolną chwilę spędzała z nimi, zabierając ich na wycieczki do lasu lub do kina. 
– Dzięki – mruknęła Emily w odpowiedzi. – Dziś nie odprowadzę Jacoba do przedszkola. – Jacob był jej czteroletnim braciszkiem. – Max po mnie przyjeżdża.
– Och. – Matka zdawała się być rozczarowana. – W takim razie zadzwoń do babci. Może znajdzie dla nas chwilę.
Emily z trudem powstrzymała jęk. Jakby matka sama nie mogła tego załatwić. Dziewczyna spojrzała na zegar. Za dziesięć minut pod jej domem stanie Max. Wyciągnęła telefon i wykręciła numer babci.
– Halo? – W słuchawce odezwał się zachrypnięty głos kobiety.
– To ja, Emily. Mogłabyś przyjechać? Jacob… – urwała, bo w słuchawce nie słyszała już ciężkiego oddechu babci.
Zastąpił go stłumiony śmiech i zgrzyty.
– Emily? Bosko. – Z początku dziewczyna nie rozpoznała tego głosu. Ale potem… nie, to niemożliwe. – Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Pamiętaj o tym, co wczoraj mówiłam. Nikt nie może się dowiedzieć – zabrzmiało to niemal jak groźba. – Wysłaliśmy już najlepszych uczniów...
Emily nie była zdolna odpowiedzieć. Zamiast tego szybko kliknęła czerwoną słuchawkę na ekranie i zakończyła rozmowę. Dość tego.

***

Karen nie umiała pozbyć się wspomnień poprzedniego wieczoru. Próbowała wmówić sobie, że to tylko jej się przyśniło. Nie byłoby to zresztą takie głupie... Po zniknięciu Agnes Karen patrzyła, jak bezwładne ciało Lindsay opada na ziemię i po chwili jej nogi też odmówiły posłuszeństwa. Dziś rano obudziła się jakby nigdy nic w swoim łóżku w małym pokoju na poddaszu. Jednak to uczucie, kiedy pozbawiono ją głosu, towarzyszyło jej nieustannie.
Przestań!, nakazała sobie. Takie myślenie prowadziło donikąd. I tak nie miała zamiaru dołączać do jakiejś głupiej sekty.
Nagle usłyszała skrzypnięcie i do jej pokoju wpadł Mike.
– Musisz odwieźć mnie dzisiaj do szkoły, zapomniałaś? Nie mogę się spóźnić.
– Hm, od kiedy to spieszysz się do szkoły? - prychnęła, po czym dodała: – Nikt mi nie mówił, że mam dzisiaj bawić się w opiekunkę. Może zdążysz na autobus.
– Ty też jedziesz do szkoły. – Oparł się o drzwi.
Karen westchnęła i zwlokła się z twardego krzesła, na którym siedziała. Zarzuciła sobie plecak na jedno ramię i wyszła z pokoju. Tak naprawdę miała ochotę zostać dzisiaj w domu, ale Mike zmusił ją do zmiany planów.
Przez całą drogę nie odzywali się do siebie. Gdy wreszcie znaleźli się na miejscu, Karen zaparkowała samochód na parkingu dla uczniów i wyskoczyła z auta.
Spojrzała na budynek szkoły. Była to wielka budowla pomalowany na zgniłą zieleń. Na piątym piętrze, którego nie używano już od bardzo dawna, widać było okna z wybitymi szybami. Nagle Karen ujrzała jakiś ruch w jednym z nich. Wytężyła wzrok. Wysoka postać zdawała się patrzeć prosto na nią. Wysoka postać w charakterystycznej pelerynie, którą Karen widziała już wczoraj.

------------------------

Kilka spraw organizacyjnych
  1. Nowy szablon pojawi się już wkrótce. Czekajcie cierpliwie :3. 
  2. Obalam zasadę "5 komentarzy = nowy rozdział", bo inaczej nigdy nie opublikowałabym kolejnych rozdziałów xD.
  3. Cieszę się, że komentujecie :*. Mam nadzieję, że opowiadania się wam podoba.  
  4. Wybaczcie, że rozdział taki krótki. Następny będzie już dłuższy. I ciekawszy, bo w tym praktycznie nic się nie działo :/.
  5. Pojawił się już zwiastun :D. 
  6. Teraz rozdziały będą pojawiać się co dwa tygodnie (przynajmniej postaram się to zrealizować).


środa, 24 września 2014

Zwiastun

2 komentarze:

Wzięłam się w garść i zrobiłam zwiastun ^^. To mój pierwszy, więc... proszę o wyrozumiałość. Teraz pracuję nad szablonem... i nowym rozdziałem. Jest on już prawie gotowy i pojawi się w tym tygodniu. A potem postaram się pisać nowe notki regularnie co dwa tygodnie.
Piszcie co sądzicie o zwiastunie.

Obserwatorzy